suenos
Był dwudziesty czwarty grudnia. Dzień pełen radości i miłości. Chwila, na którą większość ludzi czeka pełne trzysta sześćdziesiąt cztery doby. Tak zwany czas cudów rozświetlany migotaniem kolorowych lampek porozwieszanych na dachach domów i przystrojonych różnorodnymi, świątecznymi ozdobami drzewkach.
Chicharito nie czuł tej atmosfery. Nie chciał jej. Jego jedynym marzeniem stała się możliwość zapicia smutków kusząco prezentującym się w kuchennej szafce alkoholem. Ale nie mógł. Przecież obiecał. I dobrze, że tego nie zrobił, bowiem za drzwiami czekał na niego ten jeden, jakże ważny wigilijny cud mający już na zawsze zmienić bieg jego życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz